Moje środowisko jest prostsze
Wysokość standardu i kondycji maszyny ludzkiej sprawdza się i wystawiona na próbę poprzez wsólże życie, społeczne, uczuciowe czy biznesowe z innymi ludźmi. Tę cząstkę życia, którą prowadź samodzielnie, bez odnoszenia się, albo przynajmniej bez bezpośredniego odnoszenia się do innych, zwykle potrafisz opanować w taki sposób, żeby bogowie nie łkali, widząc, co się dzieje. Moje środowisko jest prostsze, mniej zagadkowe. Kiedy jestem sam, moje opanowanie i samokontrola w mniejszym stopniu poddają się gwałtownym fluktuacjom. Niemożliwe przecież, aby krzesło wyprowadziło mnie z równowagi! Niemożliwe, żeby krzesło działało komuś na nerwy! Niemożliwością byłoby winić krzesło za to, iż nie jest tak rozsądne i tak anielskie jak ja sam! Ale jeśli chodzi o ludzi, to… No i to właśnie jest życie. Sztuka trwania, sztuka egzekwowania z maszyny ludzkiej całej jej mocy nie leży głównie w procesach książkowo-kulturalnych ani w kontemplowaniu majestatu i piękna naszej egzystencji. Głównie polega ona na utrzymywaniu stanu pokoju, zupełnego pokoju, i niczego oprócz pokoju z tymi, z którymi nas rzucono. Czy siedzenie w zachwycie nad Shelleyem, Szekspirem czy Herbertem Spencerem nocą, samotnie w fotelu ulepsza mnie i uczy, jak żyć? Czy może raczej obserwowanie wszystkich moich codziennych kontaktów? Nie próbujcie uciec od tego porównania, wytykając mi, że nie lubię się uczyć, albo przytłaczając stwierdzeniem, że odwieczne prawdy są ponad codzienność. Nic podobnego! Jestem tak naiwny w sprawie książek, że samo posiadanie ich już mi wystarczy.